poniedziałek, 20 lipca 2015

Polacy niechętnie się ubezpieczają...

Znalazłem bardzo ciekawą rozmowę na stronach polskiego radia z Dyrektor Biura Rzecznika Ubezpieczonych. Poniżej cały tekst.


Z danych KNF wynika, że tylko co czwarty kierowca, który kupił obowiązkową polisę OC, decyduje się także na nieobowiązkowe AC. Ponadto połowa Polaków nie ma polisy na wypadek śmierci lub kalectwa, a dwie trzecie – od następstw nieszczęśliwych wypadków.

Rzadko ubezpieczmy także nieruchomości, chyba że wymaga tego umowa kredytowa z bankiem.  – Towarzystwa ubezpieczeniowe same sobie na to zapracowały, że Polacy niechętnie korzystają z ich usług – uważa gość Polskiego Radia 24 Krystyna Krawczyk, dyrektor Biura Rzecznika Ubezpieczonych.
Taką opinię potwierdzają wyniki badań. Według nich 85 proc. klientów twierdzi, że ubezpieczyciele wciskają im niepotrzebne i  szkodliwe polisy, 70 proc. badanych  kompletnie nie ufa firmom ubezpieczonym, a 80 proc. twierdzi, że  wykorzystują one swoją siłę w relacjach z klientami.

Problemy z ubezpieczeniami komunikacyjnymi
Większość skarg dotyczy ubezpieczeń komunikacyjnych i obowiązkowego ubezpieczenia OC.
– Czyli osoby poszkodowane w wypadkach mają problemy z uzyskaniem odszkodowań od ubezpieczycieli sprawców, wypłaty są też zaniżane. Poprzez np. najtańsze chińskie zamienniki części, najtańsze roboczogodziny, brak pokrycia pełnych kosztów pojazdu zastępczego, nieuznanie utraty wartości handlowej. Ponadto jest jeszcze kwestionowana wysokość świadczeń za uszkodzenia ciała, zadośćuczynienie za ból, cierpienie – wylicza dyrektor Krawczyk.
OC jest ubezpieczeniem obowiązkowym, i dlatego też jest sporo skarg, ponieważ jest ono najpowszechniejsze.

Są skargi, a są i będą podwyżki
Pojawiały się analizy, z których wynika, że od marca obowiązkowe polisy OC podrożały o niemal 15 proc., najbardziej w Szczecinie, Kielcach, w Poznaniu i Katowicach, a najmniej we Wrocławiu, i że należy to wiązać z wprowadzeniem nowej usługi dla klientów, która się nazywa bezpośrednia likwidacja szkód (BLS).
– Nowa usługa absolutnie się do tego nie przyczyniła, ponieważ ona nie jest w żaden sposób odpowiedzialna za ruchy cen, a po drugie jest na rynku stosunkowo krótko. Została uruchomiona 1 kwietnia – wyjaśnia gość Jedynki Marcin Tarczyński z Polskiej Izby Ubezpieczeń.

BLS nie odpowiada za podwyżki
Bezpośrednia likwidacji szkód to możliwość likwidacji szkody w swoim zakładzie ubezpieczeń. Jeszcze nie wszystkie zakłady do niej przystąpiły, w tej chwili taką usługę oferuje 7 zakładów, czyli ok. 2/3 rynku.
W związku z tym nie wszyscy kierowcy mieli okazję stanąć przed dylematem: czy zmienić ubezpieczyciela na droższego, ale oferującego bezpośrednią likwidację szkód; czy może zostać przy swoim ubezpieczycielu.
Zdaniem eksperta PIU, ta usługa nie powoduje podwyżek, mamy je z innego powodu.
– Po pierwsze od 1 kwietnia obowiązują wytyczne KNF, które faktycznie ujednolicają zasady wypłat odszkodowań w ubezpieczeniu OC, i kiedy PIU robiła analizę, jak to może się przełożyć na koszty dla zakładów ubezpieczeń czyli większe PIENIĄDZE, wyższe świadczenia, odszkodowania wypłacane klientom, to okazało się że może to spowodować koszt roczny w wysokości 1,2 mld zł rocznie – ocenia Tarczyński.
I dodaje, że było to liczenie dosyć ostrożne.
–  Jeżeli bowiem weźmiemy pod uwagę dwie rzeczy: po pierwsze to, że mamy wzrost kosztów o 1,2 mld zł rocznie. Po drugie – za 2014 rok na rynku ubezpieczeń OC mamy stratę wszystkich firm w sumie w wysokości 800 mln zł, a za ostatnie cztery lata 2 mld zł. Że mamy też bitwę na ceny, walkę o kierowców, która trwa od kilku lat, to musieliśmy dojść do takiego punktu, kiedy nie można dalej obniżać cen. Po prostu się nie da. I stąd przede wszystkim, czyli z wytycznych KNF, z tego że była wojna cenowa, że OC jest niedochodowe, będą wynikać podwyżki cen OC – komentuje gość Jedynki.

Wysokość podwyżek a wyniki ubezpieczycieli
Jak duże są/będą te podwyżki? Kłopot polega na tym, że wytyczne KNF obowiązują od 1 kwietnia, czyli od II kwartału. Natomiast wyniki towarzystw ubezpieczeń za II kwartał będziemy znali we wrześniu.
– Ale podwyżki nie wyniosą 50 proc., chyba że ktoś jeździ bardzo nieostrożnie, i powoduje szalenie dużo szkód, kilka razy w roku, to może tak się zdarzyć. Natomiast na resztę informacji o podwyżkach musimy poczekać do września – tłumaczy Tarczyński.
O tym, że bezpośrednia likwidacja szkód ma niewielki wpływ na podwyżki OC, mówi też Daniel Palak, dyrektor zarządzający Comperia Ubezpieczenia:
– Jeżeli chodzi o BLS, to nie sadzę, żeby ubezpieczyciele na tym początkowym etapie decydowali się z tego powodu na ruchy taryfowe. Prędzej jest to inwestycja, w mojej ocenie. To rozwiązanie, żeby przekonać klientów do siebie, swoim serwisem. Dodatkowo uważam, że towarzystwa w pierwszej kolejności zoptymalizują koszty likwidacji szkód np. poprzez tworzenie własnej floty samochodów zastępczych, ponieważ jest to zdecydowanie niższy koszt niż ponoszenie  kosztów dla zewnętrznych wypożyczalni – dodaje Palak.
Czyli zawsze można i warto szukać oszczędności, nawet tutaj. Zgadza się z tą opinią ekspert PIU i zaznacza, że ten ostatni przykład dotyczący floty zastępczej jest o tyle dobry, że jest to rzeczywiście oszczędność dla zakładu ubezpieczeń, nieprzekładająca się na jakość obsługi dla klienta.

Kto i kiedy może skorzystać z BLS
Do 1 kwietnia tego roku było tak, że w momencie kiedy byliśmy poszkodowani w jakimś zdarzeniu drogowym, to szkodę zgłaszaliśmy nie do swojego ubezpieczyciela, ale do ubezpieczyciela OC sprawcy.
– A od 1 kwietnia do dzisiaj, siedem firm wdrożyło BLS, czyli taką możliwość, że zwracamy się do swojego ubezpieczyciela, w momencie kiedy jesteśmy poszkodowani przez kogoś. Nie jest to już dla nas loteria. Zawsze z góry będziemy wiedzieli, który ubezpieczyciel będzie likwidował naszą szkodę, do kogo się zgłosić – po prostu do swojego. Obecnie jest 7 zakładów ubezpieczeń, 15 października dołączy ósmy, i to jest 2/3 rynku OC w Polsce – podkreśla Marcin Tarczyński.

Jakie warunki muszą być spełnione przy BLS
W każdym kraju, gdzie wprowadzano BLS, były na samym początku obostrzenia, a potem stopniowo ten model rozszerzano, zaczynając od najprostszego, tak jak właśnie w Polsce.
Po pierwsze obie strony zdarzenia, zarówno sprawca jak i poszkodowany powinni mieć ubezpieczenie w firmie oferującej BLS. Ale tu uwaga. Jeżeli jesteśmy poszkodowanymi i mamy ubezpieczenie w systemie BLS, a sprawca go nie ma, to nie jest tak, że zostajemy sami.
– Jeżeli zgłosimy szkodę do naszego ubezpieczyciela, mimo że sprawca nie jest w systemie BLS, to i tak nasz ubezpieczyciel się nami zajmie. Albo postara się w jakiś sposób zlikwidować tę szkodę. Albo, jeśli nie będzie w stanie, to wtedy też nie pozostawi nas bez opieki. Jeżeli będzie mógł  przyjąć wstępnie szkodę i dokumenty – to zrobi to. Jeżeli będzie musiał przekazać tę dokumentację do ubezpieczyciela sprawcy, to również zrobi to, i nas o tym poinformuje. Czyli nie będzie tak, że zostaniemy na lodzie dlatego, że sprawca szkody nie miał OC w systemie BLS – uspokaja ekspert PIU.
Ponadto wartość szkody nie może przekraczać 30 tys. zł, i nie mogą to być szkody osobowe, czyli mówimy tylko o szkodach w samochodach. Nie dotyczy to osób rannych, czy też zabitych.

Czy zmienia się ubezpieczeniowa świadomość Polaków
Ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej, OC, jest obowiązkowe, więc każdy je kupuje. Ale są też inne dobrowolne ubezpieczenia, np. majątkowe. Ostatnio często słyszy się o suszy na wsi, o huraganach, nawałnicach, na skutek których cierpi nasz majątek. Z tymi anomaliami pogodowymi mamy do czynienia od jakiegoś już czasu, dlatego też pojawia się pytanie, czy Polacy częściej korzystają już z ubezpieczeń?
– Na pewno więcej niż parę lat temu osób jest zainteresowanych różnymi ubezpieczeniami. Ale nie świadczy to jednak o jakiejś dużej świadomości ubezpieczeniowej. Nie jesteśmy specjalnie chętni do ubezpieczania się dobrowolnego – ocenia Marcin Tarczyński.
W 1997 roku, po wielkiej powodzi nie przyrosła jakoś znacząco liczba umów ubezpieczenia, jeżeli chodzi o majątek.  Tak samo było po trzech falach powodziowych w 2010 roku. Też ta liczba umów ubezpieczeniowych nie wzrosła jakoś znacznie.
– Oczywiście, choćby w związku ze wzrostem gospodarczym, tych ubezpieczeń jest więcej niż w 1997 roku, ale to nadal nie jest tak, że chętnie się ubezpieczamy dobrowolnie – zauważa ekspert PIU.
W opinii Krystyny Krawczyk, będzie tak, dopóki banki i ubezpieczyciele nie zaczną bardziej przyjaźnie patrzeć na klientów, z których żyją. – Trzeba wyważyć własny interes i zapanować na własną chciwością, nad pokusą nadużywania tej pozycji strony silniejszej nad interesem konsumenta, wtedy dopiero klient będzie czuł się bezpiecznie i przyjdzie do banku czy firmy ubezpieczeniowej – uważa.

Czy nadal mądry Polak po szkodzie
Jest różnie. Bo okazuje się, że „po szkodzie” też niekoniecznie się ubezpieczamy. Są takie dwa dyżurne tłumaczenia, jeżeli chodzi o wszelkiego rodzaju żywioły i ubezpieczenia majątkowe.
Po pierwsze: mnie się to na pewno nie stanie. Po drugie: ubezpieczenie jest za drogie.  Choć osoby, które tak mówią  – najczęściej nie wiedzą, ile ono kosztuje. A kosztuje ono mniej więcej promil wartości mieszkania, które ubezpieczają.
 Czyli warto zadbać o takie ubezpieczenie. A przed czym nas ono ochroni?
– Ochroni nas m.in. od skutków żywiołów, które choć są spektakularne, jednak zdarzają się rzadko. Natomiast 80 proc. szkód to są tzw. zalania. Inne najprostsze rzeczy, które mogą się zdarzyć, to poza zalaniami – pożar, przepięcia, kradzież i dopiero na końcu tzw. żywioł. I to wszystko jest w umowie ubezpieczenia majątkowego, i przed tym jesteśmy chronieni – wylicza Marcin Tarczyński.

Ostrożnie z kryterium ceny
Natomiast ubezpieczenie majątku zawsze jest w jakimś wariancie. I zawsze jest na jakąś sumę ubezpieczenia. Jego cena bardzo mocno zależy od tego, ile wart jest nasz dom czy mieszkanie, i jaki jest zakres.
– W związku z tym, nawet jeśli widzimy oferty kilku ubezpieczycieli w różnych cenach, to oprócz spojrzenia na cenę musimy też spojrzeć na zakres, i na to czy wartość, suma tego ubezpieczenia faktycznie pokrywa wartość naszego domu czy mieszkania – podkreśla ekspert PIU.                   
Bowiem klienci przeważnie szukają najtańszego produktu, najtańszej umowy, za najniższą cenę.
– A to często łączy się z tym, że za małe PIENIĄDZE, tylko mały stopień ryzyka jest ubezpieczony. Zakres ochrony jest wtedy wąski i iluzoryczny – dodaje Krystyna Krawczyk, dyrektor Biura Rzecznika Ubezpieczonych.

Na co uważać przy zawieraniu ubezpieczenia
Musimy wiedzieć przede wszystkim, co chcemy ubezpieczyć, co chcemy chronić, jakie ryzyka nam grożą. Koniecznie trzeba przeczytać nie tylko listę tego, przed czym polisa nas chroni, ale też listę wyłączeń od odpowiedzialności zakładu ubezpieczeniowego.
Na stronach UOKiK jest z kolei rejestr klauzul niedozwolonych, i tam można sprawdzić, czy nie ma ich w oferowanej umowie. A przewodnik po niedozwolonych klauzulach jest dostępny również na stronach Rzecznika Praw Ubezpieczonych. Jeśli w umowie jest niedozwolona klauzula, to ta część umowy jest nieważna i nie wiąże ona klienta.
I trzeba uważnie przeczytać wszystkie paragrafy umowy, ponieważ język umów jest zazwyczaj trudny. Często jest to nawet tzw. pseudo ubezpieczeniowy bełkot. Choć prawo zmusza ubezpieczycieli do tego, by język umów był zrozumiały, jasny i taki, który będzie do przyjęcia dla osoby się ubezpieczającej. Ale najlepiej mieć „tłumacza” tych umów, osobę która zna się na prawie ubezpieczeniowym.

Źródło polskieradio.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz